sobota, 6 października 2007

SZALUPA

Na którymś piętrze prywatka. Muzyka. Wybuchy śmiechu. Dzwonią kieliszki. Radosne, głupawe wrzaski.

Z dryfującego kontynentu oderwała się góra lodowa. Krąży gdzieś tu w pobliżu, zaraz uderzy.

Urodziłem się w komunistycznej Polsce, od pierwszych momentów życia oddychałem jej powietrzem, chodziłem w jej rytmie. Sowieckie, komunistyczne zniewolenie było czymś normalnym, naturalnym; w końcu nie znałem niczego innego. Dyktatura ciemniaków jawiła się jako niewzruszona, wieczna. Śmiałem się, jak dzisiaj ci z mojej klatki schodowej. podkochiwałem w Małgosi P. i Róży B… Nie starczało fantazji, by wyobrazić sobie świat bez murów i kurtyn.

Przeklęci kochankowie wolności! Musieliście dać mi jej posmakować, przekonać się, jaka jest słodka?
Cholerne książki. Mają rację cenzorzy: szczęśliwi ci, którzy nie sczytują wirusa wolności z ich kart. Tego nie da się już wyleczyć, musisz z tym żyć. Kiedy raz zaznałeś wolności niewola będzie piekłem.

Wolności, która się za chwilę skończy. Nasz statek zatonie. Tłumy bezrozumnych istot znów będą wywalać ciała poetów z kamiennych grobowców na bruk. Zapłoną książki. Najpiękniejsze obrazy pocięte zostaną nożami. Fabryki drutu kolczastego będą robić kokosy. Już ustawiają się w kolejce kandydaci na stanowisko kata; klawisze nie muszą; ich zawsze było dosyć.

I nic się nie zmieni; dalej będą rodzić się takie jak ja dzieci, jak tygrysiątka w zoo: szczęśliwe, bo skąd mogą wiedzieć jak radosna może być wolność. Na tej klatce schodowej nadal słychać będzie śmiech…

czwartek, 4 października 2007

OJEJ, A "PYK"?

Co się z Państwem dzieje?
Ja tu mówię o zagranicy, a oglądalność rośnie? Od początku tygodnia, wykresy oglądalności wskazują, że zagranica jest u Państwa w cenie!
No, dzisiaj z łatwością wygrał ze mną min. Ziobro ze swoją konferencją prasową, jak zwykle spokojną, wyważoną i apolityczną. Posiedziałem "podpięty" z pół godzinki w studio, ale nie kończył, więc trzeba było przemilczeć katastrofę samolotu AN-a 26 w zaludnionej części Kinszasy (7 mln. mieszkańców, 3 miasto afrykańskie, nad rzeką Kongo, po drugiej stronie tejże rzeki leży Brazzaville; to jedyny przypadek na świecie, żeby po obu stronach rzeki, naprzeciw siebie, leżały stolice dwóch odrębnych państw; Demokratycznej Republiki Konga i Republiki Konga); w sumie ok. 50 ofiar śmiertelnych... Nie udało nam się wcisnąć informacji o odnalezieniu opodal moskiewskiej Łubianki 34 ciał, najprawdopodobniej ofiar Nikołaja Iwanowicza Jeżowa, zwanego "Krwawym karłem"... Benazir Bhutto, któa jeszcze dziś rano groziła wycofaniem swojej partii z niedzielnych wyborów prezydenckich w Pakistanie, po południu dostała najwyraźniej większą "dolę" od Perveza Musharrafa, bo po południu mówiła, że "jest optymistką, choć odległość między ustami a brzegiem pucharu jest jeszcze spora" - czyli, mówiąc po ludzku, domaga się od zepchniętego do narożnika Musharrafa więcej... A Pakistan to kraj kluczowy, dla przyszłych losów świata: najzacieklejsi ekstremiści religijni, pewne schronienie dla bin-Ladena, al-Zawahirieego et consortes... I mocarstwo nuklearne, śniące o "uwolnieniu" 160 milionów muzułmanów "uwięzionych" w Indiach... W sumie, choć oboje dalecy od ideału, Bhutto i Musharraf to w tej chwili najlepsze, co Pakistan może zaoferować światu; każda inna konfiguracja pachnie atomowym holokaustem...
Nie powiedziałem też, że sekretarz generalny NATO, Jaap de Hoop Scheffer był w Tbilisi, gdzie powiedział: "Żaden kraj spoza NATO nie może kwestionować dążeń Gruzji do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. (...) Jest to procedura, która będzie ostatecznie rozstrzygnięta przez wszystkich 26 członków Sojuszu i żaden inny kraj, ani duży ani mały, nie będzie miał na nią wpływu". Gruzja chciałaby wstąpić (na nasze szczęście) do NATO już w przyszłym roku, Jaap de Hoop wychwalał postępy, jakie poczyniła, ale pewnie nie będzie to możliwe, bo w środę francuski minister Obrony Herve Morin powiedział agencji Reutera: „Paryż nie wesprze starań Gruzji o członkostwo w NATO, jeśli w wyniku tego Rosja poczułaby się zagrożona”... Ach, gdybyśmy mieli dyplomację, zdolną wytłumaczyć Mensieur Morinowi jak to jest naprawdę z tą Rosją i jak bardzo może jej zaszkodzić zajmująca 1/5 powierzchni Polski, 5-milionowa Gruzja... Ale nie mamy...


Ale - Dziękuję!
Wyciągam ręke po kolejne wsparcie: kiedy idzie coś o zagranicy: proszę oglądać!

wtorek, 2 października 2007

ŻAŁOŚNI TYTANI

Miał być „pojedynek tytanów”, wyszła klucha.
Kilka uwag:

Szkoda, że Jarosław Kaczyński zdecydował się rozmawiać z b. prezydentem. Nadał mu politycznej aktualności, a Kwaśniewski powinien należeć do przeszłości. Jego zasługi dla Polski na arenie międzynarodowej są niepodważalne. Jego styl rządzenia – hmmm, cóż – PiS-owi zawdzięczamy, że został napiętnowany. Aż za mało skutecznie. Jego veto sprzed lat dla podatku liniowego – jednym z najcięższych, populistycznych występków przeciw dobrobytowi Polaków, jedną z przyczyn emigracji 2 milionów naszych rodaków.
Szkoda, że Kwaśniewski zdecydował się rozmawiać z Kaczyńskim: zrobił z politycznego chuligana pełnoprawnego polityka. Kaczyński jest zagrożeniem dla przyszłości Polski i Polaków. Nie tylko dla demokracji, dla niezależnego wymiaru sprawiedliwości, dla gospodarki („prywatyzacja jest be”); dla samego bytu narodowego (poprzez katastrofalną politykę międzynarodową w kontekście obrania sobie przez Rosję Polski na głównego wroga zewnętrznego i w kontekście gwałtownej ekspansji ekonomicznej i militarnej wielkich krajów azjatyckich). Ale jest także zagrożeniem dla moralności Polaków, dla hierarchii wyznawanych przez nich wartości, dla systemu wartości chrześcijańskich, stawiających dobro, miłość i przebaczenie wśród najważniejszych cnót.
Cóż mogło wyjść pozytywnego z debaty dwóch takich ludzi?

Kto wygrał? Moim zdaniem Jarosław Kaczyński. Kolejny polityk, tym razem tak doświadczony jak Aleksander Kwaśniewski, nie docenił brutalności premiera i jego całkowitego braku poszanowania dla prawdy, dla faktów, dla reguł cywilizowanej debaty, dla bliźniego.
Poza tym wypadł nadzwyczaj dobrze, bo zachował spokój (inna sprawa, że Kwaśniewski nie potrafił go sprowokować), celniej dobierał argumenty, potrafił zagrać na uczuciach elektoratu swojego ugrupowania.
W rezultacie, wyborcy PiS-u, po debacie, wyjdą wzmocnieni w przekonaniu, że dobrze robią, oddając głosy na Kaczyńskiego.
A Kwaśniewski? Wątpię, by przekonał choćby jednego niezdecydowanego. Nie tylko, by głosował na SLD, ale i co do tego, że PiS pod wodzą JK nie jest partią jak każda inna, tylko, ze zwiastuje nawrót bolszewizmu.

Było to starcie przedstawicieli dwóch korporacji, a nie dwóch polityków, animowanych dobrem Polaków. Pan premier po raz kolejny wykazał, że nie potrafi poprawnie wymówić nazwy kraju, którym rządzi, a pan b. prezydent – że jego kręgosłup moralny nadal pozostał zatrważająco miękki.

Co zapamiętam z dyskusji? Słowa dostojnego pana premiera: „niech pan się nie przedrzeźnia”.

niedziela, 30 września 2007

ROZMOWA NA KONIEC WRZEŚNIA


- „Taka jest piękna. Kolorowa, dostojna, dojrzała. Kto ma dom może zamknąć okna, odsłonić firankę, zaparzyć herbatę i wziąć książkę”.
- „Nie ma w niej nic pięknego, to pozorne piękno to podstęp śmierci, jej oszustwo, chwilowa ułuda”…
- „Nieprawda, uwielbiam ją”.
- „Ja jej nie znoszę”.
- „Ale za kilka miesięcy wszystko to się odrodzi”!

No właśnie: dlaczego one tak, a my nie?
I czy hinduiści właśnie jesienią spisali historię o reinkarnacji?
Jechałem z Południa na Północ. Wraz z kilometrami spadała temperatura i czerwieniały drzewa. Za Karpatami pokryły mnie liście. Zrobiło się smutno.

Jaka jest więc naprawdę jesień? Triumf śmierci, czy preludium odrodzenia?