czwartek, 26 czerwca 2008

ZNOWU JÓZIO

Kiedyś pisałem „ja przy Józiu”.
Kiedy Huzia na Józia…
Nie solidaryzuję się z Maleszką.
Ale kiedy moi Koledzy robią zeń to, co robią, ja przypominam sobie, że jest moim bliźnim, że Jan Paweł II mówił „nie ma miłości bez pokoju, nie ma pokoju bez przebaczenia”. Dlatego mam tyle szacunku do Krzysztofa Kozłowskiego. Dzisiaj usiłował wyjść z grona kamieniujących. Mam nadzieje, że sam nie zostanie ukamienowany.
Na mnie też donoszono. Wiem to na pewno, bo kiedy zabrali moją żonę na Mostowo, zostawiono ją specjalnie z aktami, w których było zaskakująco dużo szczegółowych informacji na mój temat z Polski, z NRD i z Włoch. Ale przebaczam donosicielom, nawet nie chcę wiedzieć kim są.
Kiedy jeszcze PiS nie zlikwidował, dostałem od IPN status pokrzywdzonego i prawo wglądu w moje akta. Nigdy z niego nie skorzystałem i nie skorzystam. Nic mnie nie obchodzi, kto na mnie donosił.
Zemsta to obrzydlistwo równe donoszeniu. A ja się chcę czymś od donosiciela różnić. B. Wildstein bardzo się na mnie za to gniewał i obhukał mnie za to w prasie. Ale pozostałem zatwardzialcem i mam w nosie moje akta, moich donosicieli i moich ubeków. Bóg z wami, panowie. Jeśli macie sumienie, leżycie plackiem w kościele co najmniej raz w tygodniu. Jeśli go nie macie – współczuję.


Foto za Wikipedią, autor Mariusz Kubik

wtorek, 24 czerwca 2008

STRUKTURA KONFLIKTU

Panie Jas'u!
Pani Kaja wywołała arcyciekawy temat
Mówiąc najpoważniej w świecie, to ja uważam to za jeden z poważniejszych problemów rozwiniętego (dostatniego) świata. Co?
A no właśnie to, że codziennie, świątek, piątek, trzeba zapełnić 64 strony gazety. (Poza Polską, czego nigdy nie zrozumiem: w świątek, kiedy ludzie mają najwięcej czasu na czytanie i można najlepiej gazetę sprzedać, w Polsce gazety nie wychodzą!). Czy się coś dzieje, czy nie, trzeba zapełnić 10 minut serwisu informacyjnego w radio. Trzeba jakoś wypełnić 24-godzinną ramówkę telewizji informacyjnych…
Proszę się nie śmiać. Ten obowiązek zapełnienia miewa całkiem poważne konsekwencje.

Przyznaję, nieczęsto, ale są takie dni, kiedy ja, z całego wielkiego świata, nie mogę złożyć 3-4 ważnych wiadomości zagranicznych po południu.
„Więc pakuj mniej ważne” – powie Pan. Nie ma tak dobrze. Państwo się nie dają oszukać. Kiedy - z braku laku - wstawiam coś mniej ważnego, coś drugoplanowego, karzą mnie państwo zmianą kanału. To dotyczy oczywiście nie tylko mnie; wszystkich dziennikarzy, wszystkich wydawców.
Nie mogę wyjść przed kamerę i powiedzieć: "przepraszam, dziś nie wydarzyło się nic godnego uwagi, zobaczymy się jutro. Nikt tego nie może zrobić. Nie utrzyma się na rynku!
I w takich warunkach Pan się dziwi, że my, ludzie mediów, kreujemy konflikty, poszukujemy wszystkich możliwych kontrowersji, czasami wręcz je podjudzamy?
Może to i niezbyt etyczne, ale w tym kontekście: "być albo nie być" każdego medium, widzi Pan jakieś inne wyjście?
Media są wymarzoną dziewczynką do bicia, są ciągle na widoku; biją się, by na widoku pozostać. Ale – pisałem o tym już nie raz – media są łódeczką na oceanie praw rynku: muszą klientowi dać produkt, jakiego klient oczekuje. Nieciekawego, niepotrzebnego produktu klient nie kupi. A jak klient nie kupi, to zostaniemy z całym naszym towarem, z naszą wiedzą i naszą godnością. Zostaniemy na bruku.
Zresztą, niech Pan nie pogardza konfliktem, kontrowersją. Ja jestem teatrologiem i wiem, że już starożytni Grecy wiedzieli, że nie zdoła się zbudować żadnej komedii, żadnego dramatu, ba nie istnieje dramaturgia bez pojęcia konfliktu, bez anagnorisis przynajmniej. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów Ajschylosa czy Sofoklesa. Pod tym względem Hollywood & co, nic do struktury dramatu nie wniosło. Wyobraża Pan sobie powieść bez konfliktu? Film, bez kontrowersji? Wiadomości, bez podawania racji przeciwstawnych stron?