Wystarczyły mi dwa, no, dwa i pół dnia, żeby znów pogrążyć się depresji. Nic groźnego ani głębokiego, ale na energicznego i optymizmem tryskającego człowieka naszła jakaś taka mucha w nosie, że nie sposób tego nie zauważyć. Czy to szerokość geograficzna, czy szkocki prysznic pogodowy - zimno -ciepło - zimno, czy fakt, że kilka osób dookoła coś schrzaniło i zamiast czegoś fajnego wychodzą raz po raz same zakalce - dość, że po optymizmie ani śladu. Zamiast tego zmęczenie, znużenie, wyczerpanie, brak sił, brak chęci do codziennej walki...
Państwo też to mają?