środa, 12 sierpnia 2009
wtorek, 11 sierpnia 2009
BLOGGER ODMAWIA WSPÓŁPRACY 2
Podróże kształcą? Możliwe. Z pewnością dają okazję do porównań. Powiedzmy szczerze: z owych porównań Polska nie zawsze wychodzi zwycięsko.
Przygnębia zwłaszcza podróż po Saksonii: nie ma już prawie śladu po DDR i liszajach komunizmu.
Wiem, Wessis wpakowali tam prawdziwą kaskadę miliardów. Ale to nie jest tylko kwestia pieniędzy. W ub. Roku pisałem o piętnie komunizmu na Lipsku, a dwa lata temu pojeździłem po półwymarłych miasteczkach północnej części DDR. Tam też pieniędzy nie brakowało, brakowało woli i dobrze przygotowanych kadr.
Otóż to: rządy rządami, ministerstwa ministerstwami, ale kiedy brak dobrych burmistrzów i sołtysów, postęp kuleje.
Jeszcze nie tak dawno wybieraliśmy sobie cudzoziemskich królów i nikogo to nie gorszyło. Cudzoziemscy architekci budowali nam najpiękniejsze pałace, cudzoziemscy malarze uwieczniali królów, magnatów i szlachtę. Cudzoziemscy generałowie prowadzili polskich żołnierzy do zwycięstwa, a cudzoziemscy inżynierowie budowali nam koleje, mosty i filtry.
Jestem całym sercem za powrotem do tej dobrej tradycji. Angażować dobrych, nie patrząc na paszporty. Często to także gwarancja lojalności i uczciwości, zważywszy, że z naszymi rodakami pod tym względem mamy sporo kłopotów, wystarczy popatrzeć na pierwsze strony gazet.
Na początek moglibyśmy się rozejrzeć za nowym premierem; ten, zdaje się, stracił energię i zdolność wyznaczania i realizacji celów. Na rynku jest paru świetnych, którzy się sprawdzili. Co Państwo na to, by zaangażować Billa Clintona? Z damami o nazwisku kończącym się na „ski” ma już doświadczenie, a prezydentem był świetnym (mówcą wręcz genialnym). Nie? To Toni Blair: fantastyczny polityk, wizjoner, rzutki i ambitny realizator z wielką charyzmą… A może Jose Maria Aznar? Poprowadził Hiszpanię ku niesamowitym sukcesom, bez fanfaronady, a za to z podziwu godną powagą i konsekwencją. Wszyscy trzej są w kwiecie wieku, w pełni zdolności… Wykorzystajmy je dla dobra Polski. Sprowadźmy sołtysów z Niemiec, to już się w przeszłości zdarzało i zawsze kończyło się spektakularnym postępem. Proszę zobaczyć, jakich administratorów mają w Holandii, w Austrii, w Alzacji. Proszę zobaczyć różnicę między niemieckojęzycznym Południowym Tyrolem, anektowanym w 1918 r. przez Włochy a resztą Italii: może by zaimportować grupę burgemeistrów, żeby zrobili porządek z opuszczonymi przez Boga i ludzi naszymi Ziemiami Zachodnimi?
Przygnębia zwłaszcza podróż po Saksonii: nie ma już prawie śladu po DDR i liszajach komunizmu.
Wiem, Wessis wpakowali tam prawdziwą kaskadę miliardów. Ale to nie jest tylko kwestia pieniędzy. W ub. Roku pisałem o piętnie komunizmu na Lipsku, a dwa lata temu pojeździłem po półwymarłych miasteczkach północnej części DDR. Tam też pieniędzy nie brakowało, brakowało woli i dobrze przygotowanych kadr.
Otóż to: rządy rządami, ministerstwa ministerstwami, ale kiedy brak dobrych burmistrzów i sołtysów, postęp kuleje.
Jeszcze nie tak dawno wybieraliśmy sobie cudzoziemskich królów i nikogo to nie gorszyło. Cudzoziemscy architekci budowali nam najpiękniejsze pałace, cudzoziemscy malarze uwieczniali królów, magnatów i szlachtę. Cudzoziemscy generałowie prowadzili polskich żołnierzy do zwycięstwa, a cudzoziemscy inżynierowie budowali nam koleje, mosty i filtry.
Jestem całym sercem za powrotem do tej dobrej tradycji. Angażować dobrych, nie patrząc na paszporty. Często to także gwarancja lojalności i uczciwości, zważywszy, że z naszymi rodakami pod tym względem mamy sporo kłopotów, wystarczy popatrzeć na pierwsze strony gazet.
Na początek moglibyśmy się rozejrzeć za nowym premierem; ten, zdaje się, stracił energię i zdolność wyznaczania i realizacji celów. Na rynku jest paru świetnych, którzy się sprawdzili. Co Państwo na to, by zaangażować Billa Clintona? Z damami o nazwisku kończącym się na „ski” ma już doświadczenie, a prezydentem był świetnym (mówcą wręcz genialnym). Nie? To Toni Blair: fantastyczny polityk, wizjoner, rzutki i ambitny realizator z wielką charyzmą… A może Jose Maria Aznar? Poprowadził Hiszpanię ku niesamowitym sukcesom, bez fanfaronady, a za to z podziwu godną powagą i konsekwencją. Wszyscy trzej są w kwiecie wieku, w pełni zdolności… Wykorzystajmy je dla dobra Polski. Sprowadźmy sołtysów z Niemiec, to już się w przeszłości zdarzało i zawsze kończyło się spektakularnym postępem. Proszę zobaczyć, jakich administratorów mają w Holandii, w Austrii, w Alzacji. Proszę zobaczyć różnicę między niemieckojęzycznym Południowym Tyrolem, anektowanym w 1918 r. przez Włochy a resztą Italii: może by zaimportować grupę burgemeistrów, żeby zrobili porządek z opuszczonymi przez Boga i ludzi naszymi Ziemiami Zachodnimi?
BLOGGER ODMAWIA WSPÓŁPRACY
Żona stara mi się właśnie wytłumaczyć, że kilkusetkilometrowa jazda, intensywne zwiedzanie jakiegoś miejsca, krótki sen w hotelu i następnego dnia znów kilkusetkilometrowa jazda do innego miejsca do żaden relaks. „Nie mieści się w kanonach odpoczynku”. Jej zdaniem usiąść w jednym miejscu i się nudzić – to dopiero odpoczynek, to prawdziwe zbieranie sił przed czekającym nas powrotem do pracy. Książka, spacer. Krzyżówka.
Ja całe życie namiętnie jeździłem z miejsca w miejsce. Od czterech lat osiadłem w Warszawie, gdzie moi szefowie uznali, że będę najbardziej pożyteczny, kiedy przykują mnie do biurka. Od tego są szefami, żeby lepiej wiedzieli. Już Konfucjusz mawiał, że cesarz ma zawsze rację, nawet, kiedy nie ma racji i dopiero podporządkowując się ślepo jego woli można osiągnąć stan niebiańskiego pokoju wewnętrznego…
Mnie jednak ciągnie. Mnie jednak piórko swędzi. Chciałbym pożreć oczami cały ten piękny świat, zanim zniknie. Czy świat, czy ja, na jedno wychodzi.
Siedzenie w jednym miejscu, choćby pięknym, wytwarza we mnie poczucie winy, że jeszcze tyle miejsc nie obejrzanych, tyle, mimo obietnic, nie odwiedzonych ponownie…
Subskrybuj:
Posty (Atom)