piątek, 22 lutego 2008

Z ZADATKAMI NA ŚWIĘTOŚĆ

W TV przemknęła długa rozmowa z ks. Isakowiczem-Zaleskim, były też wywiady prasowe.
Już dawno nie odczuwałem do nikogo współczesnego takiego podziwu, jak do tego kapłana.
Odkąd u krakowskich jezuitów odbywają się sabaty antychrystów, zaczynam poważnie się zastanawiać, czy ja chcę jeszcze przynależeć do Kościoła.
Ale ten Polak-Ormianin, bardziej niż ktokolwiek inny, przekonuje mnie, żebym siedział cicho i nie podskakiwał. Skoro on może wytrzymywać to, co wytrzymuje, kimże jestem, by w ogóle narzekać…
To chyba muszą być już cechy świętości: odwaga w głoszeniu wiary i słowa bożego, dążenie do sprawiedliwości, stoickie znoszenie kościelnego odium…
Przez lata w okolicach Watykanu napotkałem tyle niewiarygodnych podłości… I tylu porządnych ludzi, którzy tolerowali to w spokoju. I tylu wspaniałych kapłanów, którzy – choć wiedzieli to, co ja – pozostawali nadal na łonie Kościoła.
I choć uchodziłem za desperackiego krytyka, choć odsądzano mnie za to od czci i wiary, nigdy nie miałem czystej odwagi księdza Tadeusza w piętnowaniu tamtego zła. Nigdy z jego otwartością nie mówiłem ani nie pisałem o watykańskim lobby homoseksualnym, o „rzymskiej przypadłości”… O biskupie, którego wszyscy nazywali „Edzio-pedzio”, o kryciu pedofili i hohsztaplerów przez innego, znanego polskiego kapłana… Chociaż o tych i wielu innych sprawach wiedziałem - nie pisałem, przyczyniałem się do zakopywania ich piasek niepamięci i niewiedzy.
No, ale ja do świętości nie aspiruję… Nie napisałem i już nie napiszę. To taki mój mały prezent dla hierarchów, których nie poważam. Pewnie dlatego będę biernie podziwiał księdza Tadeusza i garstkę jemu podobnych kapłanów z zadatkami na świętość.


Foto za: http://www.tvn24.pl/

niedziela, 17 lutego 2008

KARDYNALNY BŁĄD

Sponsorowana przez USA niepodległość Kosowa przyćmi niestety wybory w Pakistanie. A Pakistan to już nie lokalny, lecz globalny punkt zapalny naszej planety.

Kilka kwestii: Amerykanie od lat starali się przekonać prezydenta Perveza Musharrafa, że Waziristan i, generalnie, obszary plemienne na północnym zachodzie, to tykająca bomba. Że szkolą się tam kadry nie tylko dla islamskiej, ekstremistycznej partyzantki w Afganistanie, nie tylko antyzachodni terroryści, ale również ci, którzy pewnego dnia obalą samego Musharrafa i definitywnie wypchną Pakistan z grona państw demokratycznych (choćby w ograniczonym stopniu).

Przez lata Musharraf amerykańskich ostrzeżeń nie słuchał. Dlaczego? Ponieważ sam jest żarliwym muzułmaninem. W gruncie rzeczy jego życzliwość dla wszystkiego, co niemuzułmańskie jest niewiele większa od tej, jaką wykazują islamscy ekstremiści, tyle, że jest człowiekiem, któremu religia nie przesłania racjonalnego myślenia i chłodnej kalkulacji „za” i „przeciw”.

„Moi bracia muzułmanie nie zechcą skrzywdzić mnie – muzułmanina” – myślał Musharraf. Sądzę, że zrozumiał swój błąd mniej więcej pół roku temu podczas ataku na Czerwony Meczet w Islamabadzie.

Zasadniczy błąd w logice Musharrafa popełnia także wielu polityków europejskich, którzy sądzą, że z religijnymi fanatykami da się nawiązać jakikolwiek dialog, oparty choćby na wspólnocie interesów. Lewica europejska na przykład, sądzi, że ekstremiści islamscy są ich naturalnymi sprzymierzeńcami, ponieważ, tak jak ona, dążą do zniszczenia Ameryki i podstaw kapitalizmu i znienawidzonego liberalizmu. Przykro mi to mówić, ale z religijnymi fanatykami nie da się ani dialogować, ani porozumieć: religijni fanatycy są zagrożeniem dla wszystkiego i wszystkich, w tym dla siebie samych (bo każda ewolucja na początek pożera własne dzieci…). Religijnych fanatyków nie może tolerować żaden rząd, choćby rząd religijny, choćby dzielący niektóre ich – fanatyków – wartości.
Doświadczenia pakistańskie mają swoje przełożenie również na grunt polski: fakt, że kiedyś zwalczało się wspólnego wroga nie oznacza, że gdy wróg zniknie wyniknie z tego jakiekolwiek porozumienie czy przymierze. Prawdziwe wartości tkwią bowiem w budowie, nie w niszczeniu.