czwartek, 27 grudnia 2007

WOJNA DOMOWA CZY ŚWIATOWA?

Zamieszki, manifestacje, zabici, ranni. Epoka post-Bhutto już się zaczęła. Nie ma praktycznie pakistańskiego miasta, w którym się śpi dzisiejszej nocy. W większości się walczy. Apele prezydenta Perveza Musharrafa o spokój i jedność w obliczu ataku terrorystów spaliły na panewce.
160 milionów Pakistańczyków, z czego połowa to analfabeci, z czego ćwierć to nędzarze, żyjący za mniej niż półtora dolara dziennie. 97% to muzułmanie, z czego 77% to sunnici, a 20% (głównie w Beludżystanie) to szyici. To ludzie, którzy mają za złe pani Bhutto, prezydentowi Musharrafowi i pozostałemu jeszcze przy życiu jego przeciwnikowi Nawazowi Sharifowi, że sprzedali się "wrogowi" - czyli Zachodowi, czyli Ameryce. Kiedy Pakistan powstawał 50 lat temu, na terenie kraju było 200 madras, czyli szkół koranicznych. Dziś jest ich 100 tysięcy i jeśli czegoś epokowego dokonały, to przekonania Pakistańczyków ponad wszelką wątpliwość, że Zachód = zło = bezbożność = wrogość wobec islamu.
Już wiemy z grubsza, jak to się stało. Po wiecu w Rawalpindi, Benazir Bhutto wsiadła do swojego samochodu terenowego. Tłum wołał jej imię, więc otworzyła dach i wystawiła głowę, by jeszcze raz pomachać ręką zwolennikom swojej partii, Pakistańskiej Partii Ludowej. Wtedy z tyłu padły strzały. Trzy. Podobno z wielkokalibrowej broni, może z kałasznikowa. To dawałoby do myślenia: ochrona pozostawiała wiele do życzenia, pani Bhutto jeszcze w czwartek rano publicznie skarżyła się na niski poziom swego bezpieczeństwa. Ale w pobliże niekwestionowanej lider opozycji z kałasznikowem mógł zbliżyć się tylko członek sił bezpieczeństwa. Mąż Pan Benazir, który na wieść o zamachu wyruszył z Abu Dhabi do Islamabadu - skomentował na gorąco: "to siły bezpieczeństwa Musharrafa".
Ale do zamachu przyznała się al-Kaida, podobno dokonano go na polecenie Ajmana al-Zawahiriego, pediatry i wnuka wielkiego imama al-Azharu.
O strzałach opowiadał CNN fotoreporter, który zrobił jej ostatnie zdjęcie, na sekundę przed śmiercią. Inne źródła nadal utrzymują, że zmarła od odłamków bomby, jaka wybuchła za jej samochodem. Ale świadkowie, do jakich dotarła CNN, BBC i al-Jazeera International twierdzą, że jednak najpierw były strzały, a dopiero potem zamachowiec (lub zamachowcy, niektórzy twierdzą, że było ich dwóch) wysadzili się w powietrze... Tak czy inaczej odniosła śmiertelne rany w tył głowy i szyi.
Była skorumpowana? Rząd polski twierdzi, że tak. Jedną z najmocniejszych podstaw do jej oskarżenia (kilka tygodni temu wycofanego w efekcie "personalnej" amnestii), było 500-stronicowe dossier, na temat łapówek, jakie Benazir Bhutto i jej mąż mieli otrzymać przy zakupie 8000 polskich ursusów, równo 10 lat temu. Ile? 103 miliony rupii, jakieś 2 miliony dolarów. \
Nie należy wierzyć, że była w Pakistanie powszechnie kochana; znacznie bardziej ceniono ją za granicą: była symbolem kobiety, walczącej przeciw islamskiej maczokracji...
Ameryka wpakowała w Pakistan 12 miliardów dolarów: walka z terroryzmem musi odbywać się tam, gdzie terroryzm ma swoje źródła. Za mało. Biednych w Pakistanie nie ubywa, mimo niewątpliwego postępu gospodarczego, mimo 8-procentowego wzrostu PKB. Wrogów Zachodu też nie.
Jakkolwiek potoczą się teraz wydarzenia w Pakistanie, wojna przeciw islamskiemu terroryzmowi będzie znacznie trudniejsza.
Zareagował Bush, zareagował Brown, zareagował Putin. Pani Rice zadzwoniła do zastępcy pani Bhutto w Partii Ludowej i nalegała, by nie wycofywał się z zaplanowanych na 8 stycznia wyborów. Mam wrażenie, że śmierć Pani Bhutto i początek totalnego "wszyscy przeciw wszystkim" w Pakistanie najmniej przejęła polskich polityków i polskie media. No tak, my żyjemy w innym świecie; kończy się na Odrze i Bugu.

Foto ze stron: www.pakistanpolicy.com

niedziela, 23 grudnia 2007

Z CAŁEGO SERCA

To jednak jest zupełnie inny klimat... Eukaliptusy mają jeszcze zielone liście, pinie wyglądają jak ufryzowane... I nic - bezwstydne - nie robią, żeby ukryć swoje coiffeury, prężą się do nieba, żeby każdy je zobaczył.
Akurat teraz tyrady o globalnym ociepleniu w Rzymie się nie sprawdzają: nad ranem nawet na minusie, a to w grudniu rzadkość... I w ciągu dnia też jakoś nijako rozpiąć kurtkę...
Na ulicach obłęd nawet większy niż kiedyś. Grudzień w Rzymie to piekło. Ludzie szaleją. Dostają "trzynastkę" i wydaje im się, że stać ich na wszystko. Roją się od sklepu do sklepu, żeby zadośćuczynić pogańskiemu bożkowi konsumpcji, barbarzyńskiemu rytuałowi "kup i wyrzuć". Nawet na skuterze nie da się przejechać, świątek czy piątek... Stójkowi, najgorsza z włoskich mafii, stoją na każdym rogu z wyciągniętą łapą... Na Kapitolu zabrali nam producenta, żeby sprawdzić, czy zezwolenie na kręcenie jest dobre, czy nie. Ponad godzinę sprawdzali; część mówiła, że zezwolenie jest jak drut, inni, że może lepiej poczekać na kolejnego specjalistę, żeby się wypowiedział jeszcze bardziej autorytatywnie...
Times, WSJ, FT i inne gazety rozpisują się nad kryzysem Italii. Ja, smętnie, do tych lamentów dołożyłbym swoje trzy grosze: to jedyny bodaj kraj UE, który się nie rozwija. Taki, jaki jest - pozostaje zupełnie odporny na wszelkie reformy... Ani komuniści nie są w stanie zupełnie go zniszczyć, ani Berlusconi - malowany liberał - go naprawić...
Ale - jak oni to robią? - kluski nadal potrafią robić po mistrzowsku, kawa ma niepowtarzalny smak, a zapach podsmażanego na oliwie czosnku może nawet najbardziej odpornego przyprawić o zawroty głowy...
No i Wigilia... Tutaj to okazja do postnej kolacyjki, ot tak, dla zabicia czasu w oczekiwaniu na Pasterkę... W dalekim kraju pewnie sypie śnieg... Ciągnące sanie konie dzwonią dzwonkami... Dzieciaki przykładają ucho do drzwi obory, by posłuchać, jak bydło raz do roku ludzkim głosem mówi... Pachnące siano pod obrusem suto zastawionego stołu... I talerz dla samotnego wędrowca, który nie zdążył do rodziny na święto Narodzenia Pańskiego...
I choinka... Góry prezentów Państwu pod nią życzę. I chwili zadumy, bo jest się nad czym zadumać w Boże Narodzenie.