środa, 12 marca 2008

PTAKI MI ZNIKŁY

Robotnicy okładają mój dom płatami styropianu. W powietrzu fruwają tumany białego pyłu, na chodnikach dookoła – a domiszcze jest ogromne – leży warstwa czegoś przypominającego śnieg, a co śniegiem niestety nie jest. Wciska się to wszędzie. Dokoła chodzi straż miejska i wlepia mandaty za źle zaparkowane samochody, a nikt nie aresztuje kierownika budowy za zaduszanie matki Ziemi i zatruwanie tysięcy ludzi, nawet tych (wiatr!), sporo oddalonych od mojego bloku. Ten styropian znajdzie się w przewodach wentylacyjnych pobliskiej szkoły i leżącego naprzeciwko przedszkola, znajdzie się w jedzeniu, w ubraniach, w zakamarkach naszych ciał. Trafi do Wisły, a stamtąd do kranów.
„Ja tylko wykonywałem rozkazy” – powiedziałby zapewne majster, gdyby komuś przyszło do głowy zapytać go, dlaczego niszczy planetę. Producent styropianu budowlanego doskonale wie, co się dzieje wokół domów, w których jest stosowany, ale nie robi nic, by temu zapobiec: szmal się tłucze.
Struktury państwa będą egzekwować „certyfikat energetyczny” od właścicieli domów, po to, by zmniejszyć zapotrzebowanie na energię, a co za tym idzie, przyczynić się do zmniejszenia efektu cieplarnianego. Że przy okazji zatrujemy granulkami styropianu wodę, ziemię i powietrze – nikogo nie zainteresuje.
Pomocy!
Na początek znikły mi ptaki. Sikorki, sroki i wrony. Mieszkają na pobliskich drzewach i przyfruwają co rano na mój parapet po porcję przysmaków. Odkąd nad okolicą zapanował styropian – nie przyfruwają. Mądre istotki…


Foto za: www.przyroda.polska.pl