Zachęta demoralizuje dzieci za publiczne pieniądze i w związku z tym napływają do Zachęty, Ministerstwa Kultury i Rzecznika Praw Dziecka listy protestacyjne: „nie dopuśćmy, by demoralizowano niewinne dzieci nasze za publiczne pieniądze”. Autorzy listów wystawy w Zachęcie nie widzieli (podobnie jak ostrzeżeń w kasie biletowej i szatni, że wstęp do niektórych sal wyłącznie za zgodą rodziców), ale wiedzą, że trzeba protestować, bo grupa zatroskanych patriotów i katolików (rzymskich) im to powiedziała.
Zatroskanych patriotów i katolików wzburzyło dzieło Maurycego Gomulickiego; co ja będę opowiadać: Państwo popatrzą (jeśli Państwo ukończyło 18 lat i już wie, że w istotach ludzkich występują dwie płcie, różniące się między sobą pierwszo- i drugorzędnymi cechami i oczywiście jeśli się państwo nie ślinią do każdego kawałka golizny, bo to według jednych może się skończyć ślepotą, a według innych – nagłym porostem włosów na dłoniach).
Wśród zatroskanych są jacyś luminarze z Naczelnej Rady Adwokackiej, co najmniej jeden poseł i przede pewna dama z Warszawy, która w Gościu Niedzielnym agituje do chwalenia twórców za wartości pozytywne w sztuce i reklamach i ganienia za wartości niepozytywne.
Do wartości niepozytywnych zaliczamy nagość, to wiadomo. Zaliczamy homoseksualizm i w ogóle, wszelkiego rodzaju żydostwo. Nie zaliczamy przemocy, a zwłaszcza nie zaliczamy bezbrzeżnego festiwalu podłości i głupoty, serwowanego nam przez naszych (z chlubnymi wyjątkami) przedstawicieli we władzach ustawodawczej, wykonawczej i prawodawczej, zwłaszcza tych, którzy wywodzą się ze środowisk prawdziwie patriotycznych i katolickich (rzymsko).
Od wieka wieków, występują i łączą się w stada osobnicy, którzy posiedli patent na przyzwoitość i gotowi są ową umiejętnością dzielić się z osobnikami, którzy zdolności owych nie posiedli. Właściwie każde pokolenie musi się z podobnymi natrętami użerać. Krzyż pański mają z nimi zwłaszcza artyści, z natury rzeczy ludzie wolni i niezależni. Tym większa wartość artysty, im odleglejszy jest w swojej sztuce od „średniej krajowej”. Odmienność jest cechą odróżniającą artystę od połykaczy chipsów. Kto się artyście wpieprza, ten zatrzymuje postęp, nieustanne poszerzanie ludzkich zdolności i horyzontów myślowych. Myśleliśmy, że to już zostało ustalone, przy Van Goghu, Klimcie, Schielem, Manecie, Matissie, Picassie… Ale nie, potwory, wiecznie te same, jak zombie, wyłażą spod ziemi i trują smrodkiem kruchty…
Czy to tylko ścieranie się dwóch równouprawnionych poglądów? Tych, którzy sądzą, że jeśli Dobry Bóg stworzył człowieka z cechami płciowymi, to wiedział, co robił i tych, którzy Boga chcą koniecznie poprawić i zasłonić części człowieka, które ich zdaniem Bogu się nie udały? Nie, odkąd obowiązuje (a obowiązuje od 60 lat) Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Artykuł 19 głosi: „Każdy człowiek ma prawo do wolności opinii i do jej wyrażania; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice”. Zaś Artykuł 22 głosi: Każdy człowiek ma (..) prawo do urzeczywistniania (…) swych praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych, niezbędnych dla poczucia godności i swobodnego rozwoju osobowości.
A to oznacza, że LPR-owcy, wpieprzający się zawsze i wszędzie artystom, łamią prawo, jako, że Polska jest sygnatariuszem PDPCz, o czym, powiedzmy, damy z Warszawy i redaktorzy Gościa Niedzielnego nie musza wiedzieć, ale przedstawiciele LPR-u w Naczelnej Radzie Adwokackiej (godło z napisem „Prawo, Ojczyzna, Honor") – i owszem. I państwo ma obowiązek chronić artystę przed LPR-owcami i innymi wstecznikami.
Aby nie stało się z Maurycym Gomulickim (toute proportion gardée), co z Botticellim i Ammannatim po Soborze Trydenckim: zmuszeni przez kontrreformację do artystycznej abiuracji, potępienia nagości i wszelkiej świeckości w sztuce – nie stworzyli już ani jednego dzieła godnego uwagi.