środa, 9 stycznia 2008

ŁZA

Między jednym sprintem a drugim, moją uwagę przykuła na chwilkę łezka pani Hillary. Żona na mnie nakrzyczała, żebym nie śmiał się czepiać tak wspaniałej kobiety. Ja jej na to, że Hillary jest "wyrachowana". Żona: "ale o mężczyźnie byś tak nie powiedział, ba, uważałbyś, że to zaleta dla mężczyzny - polityka, wyrachowanie"...
Czy ja wiem?

Politycy robią nas w konia na różne sposoby, pochlipywanie jest na pewnym szczeblu względną nowością... Nie widziałem, żeby pochlipywała Pani Sirimavo Bandaranaike, Indira Gandhi, Tarja Halonen, Michelle Bachelet, Margaret Thatcher, Angela Merkel, Ellen Johnson-Sirleaf, Shirimati Paratibha Patil, choć głowy nie dam sobie uciąć za świeżo upieczoną Cristinę Fernandez Kirchner...

Och, widziałem wielu starych byków płci niewątpliwie męskiej, ryczących jak bobry podczas jakichś przesileń, po przemówieniach na dramatycznych kongresach partyjnych, po tym, jak ich "wdmuchiwano" z urzędu.... No ale zawsze to było "po"... A pani Hillary jednak "przed" próbą wyborczą i to do tego w celach czysto utylitarnych.

Ciekaw jestem Państwa opinii: czy łza jest właściwą bronią w arsenale polityka?