sobota, 8 grudnia 2007

DYPLOMACJA


Jestem pod wrażeniem aktywności międzynarodowej naszych polityków. Nareszcie, chciałoby się powiedzieć. Ale nie wszystko mnie zachwyca, a Państwa?

Po pierwsze prezydent. Był, jak wiadomo, na Ukrainie. Wygłosił dziwny wykład dla studentów Instytutu Administracji przy Prezydencie, gdzie wręczono mu doktorat hc (okropnie zazdrości Wałęsie): UE, tak – powiedział - choć jest taka okropna i tak bardzo ogranicza suwerenność krajów członkowskich. „Kiedy się leży w tej części świata, co Polska i Ukraina, to zmuszonym się jest do dokonania wyboru” – powiedział. W podtekście – wyboru pomiędzy większym, a mniejszym złem, czyli pomiędzy Rosją, a UE. Tego się już chyba nie da wyleczyć, choć to choroba wstydliwa…
Ale prezydent rzucił też istotną zapowiedź: nie bacząc na rachunek ekonomiczny, terminal naftowy w Odessie zacznie niebawem pracować dla Polski. Już w maju 2008 roku mają ruszyć pierwsze… pociągi z turkmeńską ropą, zmierzającą przez Brody do Płocka. Nie sposób nie pochwalić determinacji prezydenta. Będzie to ropa droga, transportowana w sposób nieracjonalny (kto ma tyle cystern, Ukraina raczej nie, a my też, nie wspominając już o różnicach w rozstawie osi!) Ale polityka ważniejsza jest od pieniędzy. Jeśli ta ropa nie ruszy, to Turkmenistan, ostatni kraj regionu Morza Kaspijskiego, który jeszcze jako tako opiera się Rosji i gotów jest transportować swoją ropę z ominięciem jej terytorium, będzie musiał wywiesić białą flagę i podać się całkowicie Kremlowi. Kiedyś tak bardzo liczyliśmy na jurny Kazachstan, który jednakże – poświęcimy może temu osobny felieton – zmienił front o 180 stopni i stał się wasalem Putina… Nawet, pod jego dyktando, zwiększył opłaty tranzytowe dla turkmeńskiego gazu… Innymi słowy, chwała Lechowi Kaczyńskiemu, że forsuje trasę Odessa-Brody, tak esencjonalną dla Ukrainy, dla Gruzji i dla Turkmenistanu. To naprawdę coś wielkiego!

Drugie ważkie wydarzenie to wycofanie weta na Europejski Dzień przeciwko Karze śmierci. W piątek w Brukseli ministrowie sprawiedliwości „27.” złożyli odpowiednie podpisy, w imieniu Polski Zbigniew Ćwiąkalski. To – jak mówił Grzegorz Schetyna – osobista decyzja premiera Tuska. Trzeba wyrazić wdzięczność podwórku, na którym się wychował, że wykrzewiła zeń barbarzyństwo, czemu nie sprostały żoliborskie salony…

Sam premier był w Rzymie. Pal sześć entuzjazm Prodiego (jak Państwo może się domyślą, nie przepadam za tym politykiem; zdaniem cenionych przeze mnie prokuratorów włoskich, ma ręce umazane we wszystkich aferach, politycznych i korupcyjnych, jakie wstrząsnęły Włochami w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, istnieje duże prawdopodobieństwo, że był agentem KGB i, przede wszystkim, był pierwszym chadeckim politykiem włoskim, który poszedł na współpracę z komunistami).
Ale podczas spotkania z papieżem polski premier został postawiony w dziwnej sytuacji, z której nie wiemy jak wybrnął. Jak można wywnioskować z jego relacji, Benedykt XVI, papież, którego coraz mniej cenię, miał wspominać o „specyficznej misji Polski w łonie wspólnoty europejskiej”, która ma polegać na krzewieniu pewnych „chrześcijańskich” wartości i dziękował za to, że Polska nie podpisała bez zastrzeżeń Karty Praw Podstawowych.
Jeżeli moja interpretacja jest prawdziwa, to to wyjaśnia niektóre aspekty polityki międzynarodowej PiS-u, a przede wszystkim wyjaśnia, dlaczego Kościół nigdy nic nie zrobi ojcu Rydzykowi. Watykan Benedykta najwyraźniej wyznaczył Polsce rolę obrońcy najczarniejszego konserwatyzmu społecznego i obyczajowego. Polska wypełniała tę rolę doskonale za rządów PiS-u, a teraz papież niepokoi się, czy przypadkiem z tej roli nie wyjdzie…
Swoją drogą – biedny Kościół! Czy przyszły papież zwoła Sobór Watykański III, by otrząsnąć się z politycznego piętna skrajnego konserwatyzmu, by nie powiedzieć zaprzaństwa, i powróci do autentycznych wartości chrystusowych? Wszak, na miłość Boską, „Deus Caritas est”, co powinno się wyrażać nie tylko w słowach, ale i w czynach!

Na koniec pozostawiam Radka Sikorskiego i jego słowa o „punkcie zwrotnym w stosunkach polsko-rosyjskich” po wczorajszym spotkaniu z Siergiejem Ławrowem. Bodajby on miał rację i bodajbym ja się mylił, ale moim zdaniem, młody minister dał się trochę wystrychnąć godnemu następcy Andrieja Gromyki. Pozytywne jest to, że do spotkania doszło, ale co na nim postanowiono? „Tusk został zaproszony do Moskwy w pierwszym kwartale przyszłego roku”. Kiedy? W marcu? W kwietniu? W tydzień udaje się zorganizować wizyty w Brukseli, Berlinie, Paryżu, nawet u papieża, a na posłuchanie w Moskwie trzeba będzie poczekać trzy miesiące? Trochę poantyszmbrować? „Działać będzie komisja ds. trudnych”. Ale powinna działać już od wczesnego Kwaśniewskiego, co za nowość? „Przyjadą wiceministrowie różnych resortów”. Łał! Hurra! Zniesiono embargo na mięso, ot taki mały gest dobrej woli? Figę!
Myślę, że Murzyni mniej cieszyli się z paciorków i perkalików niż Sikorski z „otwarcia” Rosji na dialog z Polską…
Mam wrażenie, że przyjazne gesty ze strony Polski tak naprawdę, to wprawiają Moskwę w zakłopotanie, bo burzy im to całą strategię dzielenia i rządzenia, jaką stosują z powodzeniem wobec Europy. Woleliby Polskę Kaczyńskich, na którą można zwalić wszystkie winy, od Polski Tuska… Chociażby dlatego, że teraz będą musieli naprawdę pokazać swoje karty. By przystąpić do OCSE będą musieli przekonać 30 krajów, że są państwem demokratycznym i że mają gospodarkę rynkową. A łatwiej będzie wielbłądowi przez ucho igielne….