Język mnie świerzbi, bo przykuty wbrew woli do telewizora wysłuchuję pewnych ech polskiej polityki, ale na świecie dzieje się tyle rzeczy daleko ważniejszych…
W jakiejś mierze przyszłość świata decyduje się w tych godzinach w Tbilisi.
Niespełna 40-letniemu Micheilowi Saakaszwilemu puściły nerwy. Człowiek, który w tej części świata zrobił najwięcej dla demontażu komunizmu, zaczerpnął z magazynu niedemokratycznych posunięć, by rozwiązać problem, który zgoła innymi metodami powinien być rozwiązany. Udawał, że nic się nie stało, kiedy przeciw niemu stanęło 70 tysięcy opozycjonistów. Następnego dnia na placu przed parlamentem było już tylko 10 tysięcy, ale Saakaszwili był już nerwowy. Czwartego dnia, kiedy manifestowało już tylko 3 tysiące nieprzejednanych, wypuścił na nich wojsko i policję i potraktował bardzo brutalnie. 508 osób zostało rannych w akcji usuwania manifestantów, z czego jeszcze setka przebywa w szpitalach. Zawiesił konstytucję, zakazał wszelkiej opozycji, zabronił nadawać wiadomości…
Wystąpił w telewizji, by oskarżyć opozycję o próbę przeprowadzenia zamachu stanu. W przemówieniu pojawiła się sugestia, że manifestacje są popierane przez Rosję.
W czwartek, niespodziewanie, ogłosił wręcz, że manifestacje zostały zorganizowane na polecenie Kremla przez dyplomatów i agentów rosyjskich z pomocą dwóch gruzińskich opozycjonistów: syna b. prezydenta Tsotnego Gamsachurdię i lidera liberałów Szalwę Natelaszwilego… Dyplomatów wydalił, a na rzekomych zdrajców rozpętał polowanie.
No i – może najważniejsze – niespodziewanie ogłosił, że wybory prezydenckie odbędą się w styczniu, za dwa miesiące.
Podejmując próbę interpretacji ostatnich wydarzeń w Gruzji należy stwierdzić, że:
- Gruzja z pewnością jest na czele rosyjskiej listy krajów do „rozmontowania” i „znormalizowania” (czytaj – pełnego podporządkowania Moskwie , zanim przyjdzie czas pełnej rekonstrukcji ZSRR i jednomyślnego przyjęcia przez Dumę prośby „bratnich państw” o ponowne przyjęcie w poczet tego szczęśliwego Związku pod nazwą, którą – jestem Pewien – Putin ma już w głowie). Czy to oznacza, że Rosja rzeczywiście stała za protestami opozycji? Hmmm…. Myślę, że sama była nieco zaskoczona tak korzystnym dla niej rozwojem wypadków.
- Opozycja, która protestowała przeciwko Saakaszwilemu, w ogromnej większości jest prozachodnia i patriotyczna. Nie da się wykluczyć, że krótkowzroczni politycy dają się Moskwie wodzić za nos, że bezmyślnie działają na korzyść Moskwy, ale przynajmniej w sferze intencji, groźba rosyjskiej aneksji jest dla nich równie nienawistna, jak dla prezydenta. Opozycja miała wiele racji, zarzucając Saakaszwilemu autorytaryzm, instrumentalne traktowanie prawa, łamanie zasad demokracji i nieumiejętność radzenia sobie z problemami gospodarczymi.
- Zachód, jak zwykle popełnił kardynalny błąd nie doceniając niebezpieczeństwa, płynącego z Moskwy i nie udzielił Gruzji Saakaszwilego takiej pomocy, jakiej z pewnością ten niezwykły naród potrzebował. Wydaje się, że nawet Amerykanie nie potrafili doradzić swemu pupilowi, który uzyskał dyplomy na Uniwersytetach Columbia i George’a Washingtona (ten ostatni leży – 200 metrów od Białego Domu)…
- Ogłoszenie przedterminowych wyborów antyprezydencka opozycja potraktowała jako swoje wielkie zwycięstwo. Tymczasem wydaje się, że Saakaszwili zaczął wreszcie słuchać starszych ludzi i – z opóźnieniem – zareagował poprawnie na zaistniałą sytuację. Zrzucając całą winę na Rosję „zinternacjonalizował” problem wewnętrzny, pozbawił opozycję argumentów i jednocześnie nie dał jej czasu na sprawne przygotowanie do styczniowych wyborów (opozycja jest mocno podzielona).
Jak Europa powinna się zachować wobec kryzysu gruzińskiego? Z pewnością nad tym pytaniem pracują dzisiaj MSZ-ty we wszystkich krajach Zachodu. Bardzo wiele będzie zależeć od tego, jak zachowa się Saakaszwili w ciągu najbliższych dni. Jeśli brnąć będzie w represje – pozbawi się poparcia Zachodu i otworzy drogę – ba, żeby było wiadomo komu… Jeśli pustkę po Saakaszwilim wypełni polityk niedojrzały, to, niezależnie od jego przekonań politycznych, de facto działać będzie na korzyść Moskwy.
Jeśli zaś Saakaszwili zachowa zdrowy rozsądek i zdolność analizy, jeśli zdejmie cenzurę i odwoła stan wyjątkowy, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeszcze raz otrzyma od Zachodu kredyt zaufania. Być może nawet wygra styczniowe wybory. Musi jednak pamiętać, że nawet na Zachodzie ma przeciw sobie potężne siły, siły, które albo z przekonania albo z pragnienia spokoju, albo ze strachu zawsze wyznawać będą doktrynę „Russia first”. Trzebaby patrzeć na ręce hiszpańskiemu socjaliście Javierowi Solanie, który z pewnością jest jednym z najgorętszych wyznawców tej doktryny, ale optymistyczne jest, że wysłał do Tbilisi człowieka mającego spore doświadczenie w regionie, 48-letniego Szweda Petera Semneby’ego.
A dlaczego ważą się losy świata? Bo jeśli Saakaszwili przegra, to Rosja połknie Gruzję. Powoli i cierpliwie, ale połknie ją, razem z rurociągiem Baku-Supsa (ten od rurociągu Odessa-Brody), jedynym (jeśli nie liczyć Baku-Ceyhan), transportującym ropę ze złóż kaspijskich poza terytorium putinowskiej Federacji Rosyjskiej. Połknięcie Gruzji będzie tylko zakąską przed połknięciem Ukrainy. Dużo będzie można gadać o prozachodnich aspiracjach Kijowa, ale jedyna alternatywa na oświetlenie ukraińskich ulic i ogrzanie ukraińskich domów (by nie wspomnieć o benzynie do ciężarówek ukraińskiej armii) pryśnie jak mydlana bańka. Niezależnie, czy prezydentem będzie Juszczenko, Tymoszenko, Janukowycz, czy inna promoskiewska kreatura – rzeczywistość zmusi go do pójścia do Kanossy, która znajduje się teraz w samym środku Kremla. A połknięcie przez Rosję Ukrainy będzie tylko zakąską przed…
I dlatego warto przyglądać się temu, co w tych dniach dzieje się w Tbilisi… Ale – bagatelka – zauważyli Państwo, że żadne z polskich mediów nie wysłało tam swojego dziennikarza?
W jakiejś mierze przyszłość świata decyduje się w tych godzinach w Tbilisi.
Niespełna 40-letniemu Micheilowi Saakaszwilemu puściły nerwy. Człowiek, który w tej części świata zrobił najwięcej dla demontażu komunizmu, zaczerpnął z magazynu niedemokratycznych posunięć, by rozwiązać problem, który zgoła innymi metodami powinien być rozwiązany. Udawał, że nic się nie stało, kiedy przeciw niemu stanęło 70 tysięcy opozycjonistów. Następnego dnia na placu przed parlamentem było już tylko 10 tysięcy, ale Saakaszwili był już nerwowy. Czwartego dnia, kiedy manifestowało już tylko 3 tysiące nieprzejednanych, wypuścił na nich wojsko i policję i potraktował bardzo brutalnie. 508 osób zostało rannych w akcji usuwania manifestantów, z czego jeszcze setka przebywa w szpitalach. Zawiesił konstytucję, zakazał wszelkiej opozycji, zabronił nadawać wiadomości…
Wystąpił w telewizji, by oskarżyć opozycję o próbę przeprowadzenia zamachu stanu. W przemówieniu pojawiła się sugestia, że manifestacje są popierane przez Rosję.
W czwartek, niespodziewanie, ogłosił wręcz, że manifestacje zostały zorganizowane na polecenie Kremla przez dyplomatów i agentów rosyjskich z pomocą dwóch gruzińskich opozycjonistów: syna b. prezydenta Tsotnego Gamsachurdię i lidera liberałów Szalwę Natelaszwilego… Dyplomatów wydalił, a na rzekomych zdrajców rozpętał polowanie.
No i – może najważniejsze – niespodziewanie ogłosił, że wybory prezydenckie odbędą się w styczniu, za dwa miesiące.
Podejmując próbę interpretacji ostatnich wydarzeń w Gruzji należy stwierdzić, że:
- Gruzja z pewnością jest na czele rosyjskiej listy krajów do „rozmontowania” i „znormalizowania” (czytaj – pełnego podporządkowania Moskwie , zanim przyjdzie czas pełnej rekonstrukcji ZSRR i jednomyślnego przyjęcia przez Dumę prośby „bratnich państw” o ponowne przyjęcie w poczet tego szczęśliwego Związku pod nazwą, którą – jestem Pewien – Putin ma już w głowie). Czy to oznacza, że Rosja rzeczywiście stała za protestami opozycji? Hmmm…. Myślę, że sama była nieco zaskoczona tak korzystnym dla niej rozwojem wypadków.
- Opozycja, która protestowała przeciwko Saakaszwilemu, w ogromnej większości jest prozachodnia i patriotyczna. Nie da się wykluczyć, że krótkowzroczni politycy dają się Moskwie wodzić za nos, że bezmyślnie działają na korzyść Moskwy, ale przynajmniej w sferze intencji, groźba rosyjskiej aneksji jest dla nich równie nienawistna, jak dla prezydenta. Opozycja miała wiele racji, zarzucając Saakaszwilemu autorytaryzm, instrumentalne traktowanie prawa, łamanie zasad demokracji i nieumiejętność radzenia sobie z problemami gospodarczymi.
- Zachód, jak zwykle popełnił kardynalny błąd nie doceniając niebezpieczeństwa, płynącego z Moskwy i nie udzielił Gruzji Saakaszwilego takiej pomocy, jakiej z pewnością ten niezwykły naród potrzebował. Wydaje się, że nawet Amerykanie nie potrafili doradzić swemu pupilowi, który uzyskał dyplomy na Uniwersytetach Columbia i George’a Washingtona (ten ostatni leży – 200 metrów od Białego Domu)…
- Ogłoszenie przedterminowych wyborów antyprezydencka opozycja potraktowała jako swoje wielkie zwycięstwo. Tymczasem wydaje się, że Saakaszwili zaczął wreszcie słuchać starszych ludzi i – z opóźnieniem – zareagował poprawnie na zaistniałą sytuację. Zrzucając całą winę na Rosję „zinternacjonalizował” problem wewnętrzny, pozbawił opozycję argumentów i jednocześnie nie dał jej czasu na sprawne przygotowanie do styczniowych wyborów (opozycja jest mocno podzielona).
Jak Europa powinna się zachować wobec kryzysu gruzińskiego? Z pewnością nad tym pytaniem pracują dzisiaj MSZ-ty we wszystkich krajach Zachodu. Bardzo wiele będzie zależeć od tego, jak zachowa się Saakaszwili w ciągu najbliższych dni. Jeśli brnąć będzie w represje – pozbawi się poparcia Zachodu i otworzy drogę – ba, żeby było wiadomo komu… Jeśli pustkę po Saakaszwilim wypełni polityk niedojrzały, to, niezależnie od jego przekonań politycznych, de facto działać będzie na korzyść Moskwy.
Jeśli zaś Saakaszwili zachowa zdrowy rozsądek i zdolność analizy, jeśli zdejmie cenzurę i odwoła stan wyjątkowy, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeszcze raz otrzyma od Zachodu kredyt zaufania. Być może nawet wygra styczniowe wybory. Musi jednak pamiętać, że nawet na Zachodzie ma przeciw sobie potężne siły, siły, które albo z przekonania albo z pragnienia spokoju, albo ze strachu zawsze wyznawać będą doktrynę „Russia first”. Trzebaby patrzeć na ręce hiszpańskiemu socjaliście Javierowi Solanie, który z pewnością jest jednym z najgorętszych wyznawców tej doktryny, ale optymistyczne jest, że wysłał do Tbilisi człowieka mającego spore doświadczenie w regionie, 48-letniego Szweda Petera Semneby’ego.
A dlaczego ważą się losy świata? Bo jeśli Saakaszwili przegra, to Rosja połknie Gruzję. Powoli i cierpliwie, ale połknie ją, razem z rurociągiem Baku-Supsa (ten od rurociągu Odessa-Brody), jedynym (jeśli nie liczyć Baku-Ceyhan), transportującym ropę ze złóż kaspijskich poza terytorium putinowskiej Federacji Rosyjskiej. Połknięcie Gruzji będzie tylko zakąską przed połknięciem Ukrainy. Dużo będzie można gadać o prozachodnich aspiracjach Kijowa, ale jedyna alternatywa na oświetlenie ukraińskich ulic i ogrzanie ukraińskich domów (by nie wspomnieć o benzynie do ciężarówek ukraińskiej armii) pryśnie jak mydlana bańka. Niezależnie, czy prezydentem będzie Juszczenko, Tymoszenko, Janukowycz, czy inna promoskiewska kreatura – rzeczywistość zmusi go do pójścia do Kanossy, która znajduje się teraz w samym środku Kremla. A połknięcie przez Rosję Ukrainy będzie tylko zakąską przed…
I dlatego warto przyglądać się temu, co w tych dniach dzieje się w Tbilisi… Ale – bagatelka – zauważyli Państwo, że żadne z polskich mediów nie wysłało tam swojego dziennikarza?
Mapa ze strony http://strony.aster.pl/szeptycki/Mapy/02-Konflikty-Gruzja.jpg