Nakrzyczeli na mnie Państwo, że poprzedniej "debaty" nie wygrał - jak pisałem - Kwaśniewski, tylko Kaczyński. Ciekawe, czy dzisiaj też podtrzymaliby Państwo tamto zdanie? Dzisiaj, kiedy LiD-owi notowania wzrosły o 1%, a PiS-owi o 8?
Teraz, po drugim spektaklu, uważam, że wygrał Tusk. Wygrał, bo pokazał, dlaczego Kaczyński tak się bał z nim konfrontacji. Tusk może być mało wyrazisty, mało charyzmatyczny, może dokonywać wątpliwych wyborów strategicznych, ale jest jedynym politykiem, który potrafi nie tylko stawić czoło Jarosławowi Kaczyńskiemu, ale i wprawić go w zakłopotanie. Albo nawet – pokonać „na gębę”.
Co powiedziawszy, dodam, że:
- Nie wierzę w jakąkolwiek użyteczność podobnych konfrontacji poza warstwą czysto spektakularną.
- Nie wierzę, by choć jeden człowiek zdecydował się zmienić swoje preferencje wyborcze na skutek mniej lub bardziej błyskotliwej argumentacji jednego z telewizyjnych dyskutantów.
- Nie wierze, by dialektyczne zwycięstwo Donalda Tuska przełożyło się na wzrost popularności PO, a zwłaszcza nie wierzę, by efektem dialektycznej porażki Jarosława Kaczyńskiego miały spaść notowania PiS-u.
Pociesza, że circenses już mamy. Który z aktorów dzisiejszego spektaklu da nam więcej panem?