czwartek, 11 października 2007

ABSMAK

Dawno nie czułem takiego absmaku, jak po akcji wywalania zakonnic (byłych zakonnic, jak podkreślano) z domu w Kazimierzu. „To świństwo – mówili znający się na rzeczy mieszkańcy tego pięknego miasteczka – one przecież nic złego nie robiły, miały uśmiech i dobre słowo dla każdego, utrzymywały wszystko w czystości, a nawet przygotowały własnymi rękami prezenty dla swoich współsióstr, które miały przyjechać do nich z Lublina i wyjaśnić całą sprawę”. Pokornie służyły Bogu, modliły się i pomagały bliźnim.
Przyjechało 300 policjantów, po pięciu na zakonnicę. Obawiano się zbiorowego samobójstwa, fanatyzmu, doprowadzonego do skrajności. Znaleziono uśmiechnięte i – zważywszy okoliczności – nad wyraz zrelaksowane kobiety. W pewnym momencie pojawiło się dziecko: „to na pewno ten były ksiądz zrobił je którejś zakonnicy, z pewnością nie jest nawet zarejestrowane”. Nie dość, że nie słuchały kościelnej władzy, to na pewno były jeszcze dziwkami, nieprawdaż? Jak bardzo pasowałoby to do wizerunku, który starał się b. betonkom nadać Kościół i cześć mediów. A niemowlę było po prostu dzieckiem siostry jednej z zakonnic, która przyjechała do Kazimierza z mężem na znak solidarności z „oblężonymi”.
Przełożona Jadwiga Ligocka miała podobno objawienia, rozmawiała ponoć z Duchem Świętym. Została za to potępiona przez różne instancje kościelne, z watykańską kongregacją włącznie. Nie zamierzam wydawać w tej sprawie jakiejkolwiek opinii, z uczciwości muszę wspomnieć jednak, że wiele osób miewało objawienia, których Kościół przez jakiś czas nie uznawał i które potem zostały świętymi. Wliczając Faustynę Kowalską i Ojca Pio. Nie mam pojęcia, czy Ligocka udawała w celu uzyskania osobistych korzyści, czy wierzyła w swoje objawienia. A któż może mieć w tej sprawie pewność?
Autobusik z kilkunastoma „prawowiernymi” betankami, tymi od siostry Robak, musiał, w porozumieniu z jakimiś buszującymi po klasztorze oficjelami, krążyć gdzieś w pobliżu, bo zjawiły się one tam w kwadrans po odjeździe ostatniej „nieprawowitej”. Nazajutrz krewni wywiezionych byłych zakonnic zjawili się po ich rzeczy: nie zostali wpuszczeni. Prokuratura mówi o „psychomanipulacji”, jakiej miała się na „ofiarach” dopuszczać siostra Ligocka. Nie wspominając o fakcie, że psychomanipulacji dopuszcza się – całkiem legalnie – prawie każda reklama – to czy to nie raczej nowe lokatorki klasztoru w Kazimierzu nie zostały psychozmanipulowane, by wyzbyć się tak normalnego, ludzkiego odruchu, jak wydanie rodzinom osobistych rzeczy swoich kontrowersyjnych współsióstr? Która ekipa była bardziej zfanatyzowana, Państwa zdaniem?
Znowu, niczego nie przesądzając, ale „żywoty świętych” oraz „żywoty heretyków” dotyczą prawie zawsze wybitnych indywidualności. W większości przypadków, jedyna różnica między jednymi a drugimi polega na tym, czy trafili na swojej kościelnej drodze na człowieka mądrego, obdarzonego wyobraźnią i elastycznością mentalną, czy tez nie. Mam wrażenie, że siostra Ligocka nie trafiła. Szkoda.
W gruncie rzeczy mieliśmy do czynienia z dość obrzydliwym, wewnątrzkościelnym sporem o dużo wartą, piękną willę w pięknym miejscu. Pozostaje pytanie: co się betankom bardziej opłacało: stracić na pewien czas kontrolę nad tą nieruchomością, czy praktycznie przekreślić przyszłość zakonu? Czy po rozgłosie, jaki betanki zyskały podczas środowej obławy, będą jeszcze jakieś nowicjuszki, jakieś powołania? Pozwalam sobie wątpić. Siostra Robak, biskup Życiński, Kongregacja ds. Instytutów życia Konsekrowanego wybrali korzyści doraźne. Nie wliczyli uszczerbku na wizerunku Kościoła.