wtorek, 14 lipca 2009

BUZEK

Super. Jerzy Buzek został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.
A mnie dźwięczą w uszach słowa Berlusconiego: „we Włoszech do urn poszło 65% uprawnionych do głosowania, nam się bardziej to stanowisko należy”… Fakt, że prof. Buzek został przewodniczącym to jego zasługa, niech się większość Polaków jego godnością nie nadyma.
To, że oklaski, jakie rozległy się dziś w Strasburgu po słowach „Polska” i „Solidarność”, że Brytyjczyk, troje Niemców, Holender i Portugalczyk wychwalali Polskę i Polaków pod niebiosa, a oglądała to połowa kontynentu, to zasługa euroentuzjastów, zdecydowanej mniejszości polskiego narodu; wstydźcie się.
Widzę przed oczami tytuł dzisiejszego NYT: „Dużo prestiżu, żadnej władzy”. Nieprawda. Parlament Europejski cieszy się nadzwyczajnym prestiżem na całym świecie, zwłaszcza poza Europą. Postrzegany jest jako instytucja, która potrafi połączyć w przyjazną całość narody, które odkąd się tu osiedliły po ostatnim zlodowaceniu, zajmowały się głównie wzajemnym masakrowaniem. Jerzy Buzek będzie się przez dwa i pół roku wypowiadać w imieniu PE na najważniejsze tematy. To ogromna władza. Nie ominą go kryzysy ani konflikty, do każdego będzie się musiał ustosunkować i wyznaczyć „standard europejski”. Skupić, zogniskować w sobie najlepsze tradycje europejskiego humanizmu, europejskiego i chrześcijańskiego szacunku dla człowieka, europejskiej tolerancji dla odmienności.
Och, da sobie radę, choć pewnie będzie musiał nie raz i nie dwa gwałcić swą naturę poczciwiny i grzeszników potępiać.
Mógłby zacząć od tych, którzy jeszcze nie podpisali Traktatu Lizbońskiego. Albowiem, powtórzę:
Europa to nie „oni”, Europa to „my”. Kto występuje przeciw Europie, występuje przeciw nam. Cała reszta to mydlenie oczu tych, którzy działają na korzyść imperialnych zapędów putinowskiej Rosji.