wtorek, 3 marca 2009

GABON

Ach, Gabończykiem być… Córka „odwiecznego”, rządzącego już 42 lata prezydenta Omara Bongo, pani Pascaline Bongo Ondimba była, to prawda, ministrem Spraw Zagranicznych Gabonu, ale prezydent miał na tyle dobrego smaku, że nie mianował żadnego ze swoich jedenaściorga braci i sióstr premierem.

Dochód na głowę mieszkańca jest w Gabonie nieco niższy niż w Polsce (16 tys. $ u nas i prawie 14 tys. u nich; PKB u nich rośnie szybciej), ale warunki klimatyczne są w Gabonie nieporównanie lepsze. Choć leży na równiku, to jednak głównie na płaskowyżu, co powoduje, że temperatury rzadko przekraczają 30 stopni a „zimą”, tj w lipcu, można się potrząść z chłodu, bo i za dnia bywa mniej niż 20 stopni.

Nieco mniejsze terytorium od Polski zamieszkane jest przez nieco mniej ludności niż w Warszawie: tłok nie powinien być w Gabonie problemem. Niemal cała powierzchnia kraju to parki narodowe, a Gabończycy mają co chronić, bo przyroda jest tam w swoim najwyższym splendorze. Do tego prawie 900 km wybrzeża, porzeźbionego w przepiękne fiordy, zatoki i estuaria wielu rzek, z których najdłuższa jest dłuższa od Wisły.

Gabon leży na morzu ropy naftowej (ale ponad 70% swojego zapotrzebowania na energię czerpie z ekologicznej siły rzek), ponadto posiada największe na świecie pokłady manganu, mnóstwo uranu, złoto, by nie wspomnieć już o żelazie, diamentach, niobie, ołowiu i cynku… Gaboński marmur należy do najpiękniejszych na świecie. Stocznie produkują statki, cenione na całym wschodnim wybrzeżu Afryki. Opieka społeczna należy do najbardziej rozwiniętych w Afryce, podobnie jak szpitalnictwo. Siły zbrojne liczą 5000 żołnierzy, ale kroniki nie odnotowują jakichś większych afer korupcyjnych, związanych z zakupem broni, jak to ma miejsce w bliżej położonych mocarstwach.
No i nazwa: Portugalczycy nazwali ten kraj „Gaboa” – „Schronienie”.



Foto: Libreville za africantravel.com