Na końcu każdej analizy politycznej, dotyczącej sytuacji w Polsce, dochodzi się do ściany z napisem; „PiS”. Koniec marszu.
Z pewną częstotliwością do owej ściany dochodzi również Donald Tusk i, podobnie jak inni, bardziej niż inni, o ową ścianę tłucze sobie nos.
Bo Jarosław Kaczyński przegrał wybory, ale nadal determinuje politykę polską. Za pomocą pozostającego pod jego całkowitym wpływem brata, prezydenta.
Dziś Sueddeutsche Zeitung krytykuje Donalda Tuska za „dziecinne zachowania”, czyli za „brak zdecydowania w działaniu”.
„Największym problemem Tuska jest sytuacja finansowa: na czele NBP stoją ludzie Kaczyńskiego i zrobią wszystko, by Donald Tusk nie okazał się sprawnym menedżerem w dobie kryzysu”…
Czy Państwo podziałają opinie publicysty „SZ”?
Rozmawiałem z Tuskiem kilkakrotnie, a jako, że miałem podobne zdanie do zdania publicysty „SZ”, zadawałem mu pytania, nawet prowokacyjne, co zamierza zrobić, by ową ścianę sforsować. „Nic” – odpowiadał.
Nie było okazji spytać „dlaczego nic?”, ale mam swoją hipotezę. Właściwie kilka.
Pierwsza to ta, że Tusk jest porządny człowiek i chce zaoszczędzić Polakom kolejnej „wojny na górze”.
Druga to ta, że Tusk się Kaczyńskich najzwyczajniej boi.
Trzecia to ta, że hamuje się, ponieważ PO-wscy Pr-owcy odkryli, że nieco „bezpciowa” pasywność popłaca w sondażach (to także teza „SZ”).
Ale może najsłuszniejsza jest hipoteza czwarta.
Tusk wie, że napis „PiS” na ścianie to lipa. Poskrob, a spod tynku wyjdzie: „bracia Kaczyńscy.
Z braćmi Kaczyńskimi nikt, nigdy, dogadać się nie zdoła. Z wielu polityków PiSu mogą być jeszcze ludzie.