czwartek, 14 sierpnia 2008

KRZYKACZ I CZARUŚ W JEDNYM STALI DOMU

Najgorsza wiadomość dzisiejszego dnia to ta, jaką przekazał pan prezydent w dzisiejszych Sygnałach Dnia. Oświadczył oto, że jego wystąpienia w Tbilisi były przemyślane. Również te, że podejmuje walkę z Rosją. Na szczęście – kto słuchał TVN24, ten wie – Rosjanie dostrzegli w tym wystąpieniu prywatną inicjatywę pana prezydenta, nieuzgodnioną z rządem Rzeczypospolitej.
Pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć art. 133 pkt 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: „Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem.”.
Otóż pan prezydent nie współdziała. Ja nie jestem specjalistą, ale na oko, pan prezydent w Tbilisi (i nie tylko) naruszył Konstytucję. Za to mógłby być postawiony przed Trybunałem Stanu na mocy art. 145 pkt 1 Konstytucji: „Prezydent Rzeczypospolitej za naruszenie Konstytucji, ustawy lub za popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu”.

Los obdarzył nas ostatnio pewną ilością polityków – czarusiów.
Państwo z pewnością, tak jak ja, uwielbiają, gdy z nieśmiałym uśmiechem składają nam w TV dalekosiężne obietnice. Których potem, przeważnie, nie realizują. Rzecz jasna z powodu obiektywnych trudności.
Ale cóż – bez obietnic nie ma polityki, czarusie, choć irytujący, są jednak na ogół mniej szkodliwi od krzykaczy.

Najbardziej pożądani są politycy skuteczni. Los zesłał ostatnio kilku krajom takich polityków: Tony Blair, Jose Maria Aznar, Toomas Hendrik Ilves, Nicolas Sarkozy do spółki z Francisem Filonem, szejk Muhammad ibn Raszid al-Maktoum, MohammedaVI, Abd Allah II… Nawet zesłał Włochom Berlusconiego, o którym ostatni Newsweek cuda pisze.
Boże, uczyń z nami cud…