środa, 23 lipca 2008

JA W KWESTII FORMALNEJ

Ja w kwestii formalnej: kiedy mówi się o kimś „psychopata” i sprawa ląduje w sądzie: czy sąd ma obowiązek poprosić o ekspertyzę psychiatrę? I jeśli psychiatra stwierdzi, że osoba obdarzona podobnym epitetem rzeczywiście ma poważne problemy psychiczne, czy sąd ma obowiązek uniewinnić oskarżonego o zniesławienie i obciążyć kosztami procesu powoda?
A jeśli człowiekiem, o którym ktoś się podobnie wyraził, jest politykiem? Czy obowiązują podobne zasady? Konieczna jest większa skrupulatność, czy mniejsza, zważywszy, że prawodawstwo europejskie ma tendencję do „odpuszczania” nieprzychylnych opinii o politykach?

I w jeszcze jednej kwestii formalnej: czy jeśli mówi się o kimś „chłystek”, to, kto – jeśli sprawa trafi do sądu - decyduje czy bohater podobnej wypowiedzi przypadkiem istotnie nie jest chłystkiem? Czy sąd ma obowiązek powołać np. „komisję mędrców”, by wypowiedziała się na temat chłystkowatości delikwenta lub jej braku?

Na zakończenie apel: proszę się nie denerwować, wszystko jest w porządku! Parlament – od francuskiego parlament, czyli „rozmawiając”, jest miejscem, które dojrzałe społeczeństwa wyznaczyły jako to, w którym powinny ścierać się różnego rodzaju poglądy. M.in. po to, by ścierały się, nawet gwałtownie, właśnie w parlamencie, a nie na u licach. Oczywiście, w młodych demokracjach parlamentarnych dochodzi do ekscesów, czasami do otwartego chuligaństwa, ale to nie jest wyłącznie polska specjalność. Na Tajwanie leją się po gębach co miesiąc, a i w innych parlamentach dalekowschodnich też. We Włoszech pewien poseł bujał pod adresem grupy innych posłów stryczkiem, ale mimo to został ministrem sprawiedliwości.