czwartek, 1 maja 2008

ŁONO

Uprzejmie informuję, że już jestem.
Przepraszam, okazało się, że tam gdzie byłem nie ma Internetu. Znalazłem jeden baaardzo drogi, ale nie było możliwości generowania polskich liter i loginu.
Melduję zatem, że wymarzłem się, wychorowałem, poczyniłem szereg refleksji ogólnoglobalnych i środowiskowych, którymi – nie wykluczam – będę Państwa w najbliższym czasie zanudzał.
Powrót okazał się … aromatyczny. W kuchni wybuchły butelki z sokiem pomarańczowym. Ściany, szafki, wszystko do mycia. Żona właśnie krzyczy, że przecież było napisane, by przechowywać w zimnym miejscu, a ponieważ jestem mężczyzną, odpowiedziałem, że to jej wina, bo kupiłem dla niej, a ona nie wypiła.
Z pierwszomajowym pozdrowieniem zatem! Ciąg dalszy (kiedyś) nastąpi!