środa, 19 marca 2008

REPORTAŻ Z MATECZNIKA WIOSNY

No dobrze, to już zdradzę ten sekret. Tam, gdzie jest Rzym jest mniej więcej płasko. Mniej więcej, bo pagórków nie brakuje, ale łagodnych. Trafiają się też dramatyczne „kaniony”, pozostałość działalności erupcyjnej licznych tu niegdyś wulkanów. Dziś w ich kraterach są jeziora: Bolsena, Bracciano, Vico, Albano – na nie patrzą każdego letniego ranka papieże zaraz po przebudzeniu. Między grubymi jęzorami lawy były przerwy i teraz tam są owe kaniony, widać to wyraźnie z okien samolotu, kiedy podchodzi się do lądowania na Fiumicino.
Cała ta rzymska względna płaskość kończy się na wschodzie pierwszym rzędem Podapeninów, które w tym miejscu noszą nazwę Monti Sabini, Monti Lucretili i Monti Simbruini. Góry te wyrastają z niczego i tworzą nagłą barierę, osiągającą od razu 1100-1600 m npm. A to oznacza, że wszystkie wiatry od morza Tyrreńskiego napotykają na barierę, przez którą ciężko im się przedostać.
Tam, gdzie im się to udaje są „bieguny zimna” temperatura zawsze jest niższa o 5 stopni w stosunku do najbliższej okolicy. Ale tam, gdzie im się nie udaje… Oooo, tam jest mikroklimat jedyny w swoim rodzaju. Tam pierwsze migdałowce kwitną już koło 20 stycznia, pola zielenią się i żółcą pod koniec lutego, tam samorzutnie rosną agawy i rośliny, o które łatwiej na Sycylii – prawie półtora tysiąca km na południe – niż w Lacjum.
Cesarz Hadrian to wiedział; po podróżach po całym ekumenosie postanowił osiąść właśnie tam, nie bez uprzedniej budowy słynnej Villi, w której postanowił zawrzeć wszystko, co najpiękniejszego w świecie zobaczył, od Persji do Luzytanii… Kto nie zna cesarza – niech przeczyta koniecznie książkę Marguerite Yourcenar "Mémoires d'Hadrien"; proszę to zrobić nim PiS przywróci do władzy któregoś Giertycha, bo ten każe ją spalić; akademiczka Yourcenar była lesbijką, a cesarz homoseksualistą…
No więc właśnie tam wybrałem się dzisiaj w poszukiwaniu wiosny. Jest! Pola w kwiatach, drzewa w kwiatach, krzewy w liściach!
To w ogóle jedna z piękniejszych wycieczek, jakie można odbyć po Lacjum. Wyjedź z autostrady w Tivoli, skręć w lewo na Zagarolo i Poli, na rozstajach w lewo na Poli, przed Colle Fiorito w prawo na Poli … I już tam zaczyna się szaleństwo, bo jedzie wzdłuż takiego kanionu właśnie. Potem, po jakichś 5 km znów w lewo na San Gregorio da Sassola (koniecznie zwiedzić!!! Zwłaszcza pałac Brancaccio), potem trzeba wrócić do Tivoli, minąć je (po zwiedzeniu Villi D’Este, Villi Gregorianka i rzuceniu okiem na wodospad) i jechać przez Marcelinę do Palombary Sabiny i dalej do Moricone i – mijając po lewej stronie Monte Libretti – dojechać do Salarii – drogi konsularnej, która można wrócić do Rzymu. Widoki i doznania gwarantowane.

Ps. Zrobiłem fotki, ale komórką. Wydawało mi się, że wysłałem je na mój adres mailowy, ale na razie nie doszły. Jak mawiał mój dziadek "g. chłopu nie zegarek". Gdyby jednak jakimś cudem doszły - to wkleję później.